Trening policyjny - widownia

First topic message reminder :

Na sali gimnastycznej miejscowego liceum rozpoczęto trening dla pracowników biura szeryfa i koronera. Dzięki temu można było też przeprowadzić testy sprawnościowe funkcjonariuszy, które dadzą szefowi obraz w jakiej kondycji są jego pracownicy.
Każdy policjant, który weźmie udział w treningu, dostanie bonus do pensji!

na widowni mogą zasiąść pracownicy biur a także zwykli mieszkańcy Old Whiskey. Trening jest publiczny i każdy może wpaść poobserwować wygibasy naszych funkcjonariuszy!

- Przynajmniej są przewidywalne, Warton - nacisk na nazwisko, no bo co się stało z "Jon" - I co znaczy niepokojące - obrócił twarz w jej stronę. Usłyszał "kino europejskie" i od razu skojarzyło się mu z Cooperea, a następnie z pornosami. Oczywisty strumień świadomości.
- Hm no jak horror to może bym się skusił. Ale nie chciałbym psuć wam...wieczoru.

- Jon, oddalenie się od ludzi, siedzenie w prosektorium, to nasuwa skojarzenia, w stylu podejrzanych eksperymentów na przykład - popatrzyła znacząco na Harpera. - Zresztą co cie tak zdołowało? - Ok, sytuacja z Samem i Cooperem sielanką nie była, ale to jednak najbardziej problem Gabrielle.
- Nie zepsujesz, to jak? Bobby ma rację.

- Poza OldWhiskey. Ale tu też jest jeden - zamyśliła się na moment. - Pryznajmniej chwilowo - dodala zaraz, bo przecież pewnie Victor jak się dogada z Dos to wyjedzie. Albo obaj wyjadą.

Ale oni nie powiedzieli, że to europejskie kino! Kotofretki zombie, jak można się było domyślać, było dziełem stworzonym w ich pięknym kraju. Ach!
- Zapraszam, serio! Tylko alko we własnym zakresie, co nie. Bo co kto lubi.
Bobby zerknął w dół na maty. Oho, dziewczyny sprały technika, to teraz wzięły się za siebie! No nie ukrywał, że było to... ciekawe widowisko.

No cóż poradzić, że niektórym określenie niszowe kino kojarzy dość jednoznacznie.
- Jon, sam decyduj.
Popatrzyła na zażarty pojedynek. - To jest wyrównany pojedynek.

- Kojot w Old Whiskey? Chyba nie mówisz o tym, no... mordercy nie?
Aż się rozejrzał czy nikt nie podsłuchiwał.
- No wiesz, tym co Browna żywcem zakopał!..

- Nie, o tym mi nic nie wiadomo - usmiechnela sie do Naiche.

// 30.04.2013, popołudnie

Do sali wszedł szeryf McConnor. Nie, nie był ubrany ani w dres ani tez w mundur - zwykłą marynarka i spodnie, które zapewne przeżyły już wiele lat. Lecz na głowie wciąż ten sam, jasny kapelusz. 
Mężczyzna był wyraźnie zadowolony z siebie... w dodatku niósł jakieś dwie, wielkie tace przykryte folią.
Jak się okazało niósł kanapki!
A do tego zapowiedział, że przygotowano tez napoje.
- No, jak tam moim sportowcy? Chwila przerwy!

Aż go zmroziło.
- Uch, no to co to za kojot? - zaciekawił się.
- Ktoś nowy w miecie i opowiada, ze jest pół-bogiem? Dziwne.
Jakoś się tak naburmuszył.

Przechylila się trochę przez barierkę, patrząc na dół.
- Czemu cię to złości? - zainteresowała się.
- Tak, przyjechał na jakiś czas chyba.. I pomaga mi z tymi wizjami..

Kiedy pojawił szeryf, Joan szybko rzuciła: - o, McConnor się zjawił. Idę się przywitać z szefem.
Zeszła niżej do szeryfa.
- Dzień dobry - przywitała się z uśmiechem. - Dziewczyny zaangażowały się na serio - powiedziała patrząc, jak najpierw wylądowała na macie Lola, potem Gabi.

<--- samoobrona

Gabrielle z Lolą wdrapały się na trybuny, docierając do szeryfa z prowiantem. Ramirez opadła na wolne krzesełko i złapała za jedną z kanapek.
- Dzień dobry, szeryfie.

Lola powycierała pot z czoła w koszulkę, ukazując bez skrępowania wszystkim swój brzuch. Nie miała się czego wstydzić, nie? A poza tym pod spodem miała sportowy stanik! Więc, no!
Klapnęła na ławkę obok szeryfa i bez skrępowania sięgnęła po kanapkę i zrobiła gryza.
-Szę dobły!-uśmiechnęła się szeroko do McConnora z zamkniętymi ustami i kontynuowała pożeranie.-Jaka jestem głodna!-objawiła wszystkim i padła na ławkę plecami, kończąc kanapkę.

Bobby popatrzył za Joan i zatrzymał spojrzenie na szeryfie. Hoho! Nie spodziewał się takiego gestu. Chociaż nic nie miał do McConnora, no nie?
Po chwili zastanowienia podniósł się z miejsca i ruszył jej śladem, zostawiając Jonathana samego, by podjął decyzję, czy chce wpaść wieczorem na oglądanie super filmu. Kto by nie chciał!
Przystanął obok Wharton.
- Dzień dobry, panie McConnor! - przywitał się. Miał ochotę rzucić jakimś głupim żarcikiem, że w razie jakby się tu jeszcze chcieli bić o jego pracownice, to on jest na POSTERUNKU i będzie nastawiał złamane kości. Ale się powstrzymał.

Sam stał oparty o barierkę z butelką wody w ręce. 
- Łap jeszcze jedną.- rzucił Loli zapakowaną kanapkę a potem skinął szeryfowi głową na dzień dobry.

- Wiesz, nie wydaje ci się to bucowate mówić, ze bierze się moc od Stwórcy świata? - zapytał podejrzliwie.
- Niewielu miało ten zaszczyt... z tego co wiem Geronimo miał tę moc. A czy ten twój znajomy chociaż dorasta mu do pięt? Wątpię.
Pokręcił głową.
Zobaczył jak szeryf wchodzi z kanapkami i jak policjanci rzucają się na niego jak wygłodniałe zwierzęta.
- Chodź... - kiwnął na Liluye i sam podszedł, ale nieśmiało. Stanął niedaleko. Nie chciał, by Lola pomyślała, że się izoluje od jej kolegów.

-Och!-wydała z siebie, zaskoczona, gdy do jej rąk trafiła kolejna kanapka.
Podniosła głowę, by spojrzeć na Skwarka. Była na niego wściekła. Ale... Cholera, musieli się dogadywać.
-Jeszcze jeden taki numer, a skopię ci tyłek, Skwarek!-ostrzegła go ostro, jednak potem uśmiechnęła się.-Dzięki. Spaliłam chyba nawet tą tabliczkę czekolady z rana!-wyznała, rozbawiona.
Podniosła się do siadu i spojrzała na Naiche... któremu towarzyszyła Liluye. Westchnęła ciężko. Wyglądało to tak, jakby to Indianka była jego dziewczyną, a nie ona. Podeszłaby do niego, gdyby nie fakt, że stała tam ona.
Uśmiechnęła się więc do swego chłopaka, próbując skupić tylko na nim wzrok.

Uśmiechnęła się rozbawiona jego słowami.
- Kto wie? Może i jest komplenym bucem. A może klamie. A może to prawda? - wzruszyła lekko ramionami.
Podeszła kilka kroków, ale pilnowała Moiry, zajętej obwąchiwaniem nogawek spodni ludzi naokoło. Nie przeszkadzała jej w tym, tylko pilnowala tego co robi.
- Niczego nie jestem pewna od dłuższego czasu i chyba zaczynam się przyzwyczajać.

Uśmiechnął się do Loli mimo wszystko i pomyślał, że mógł się spodziewać, iż wina spadnie na niego choć to nie on pierwszy uderzył. Z drugiej strony nie znajdował się w komisariatowym kółeczku, więc może dlatego łatwiej było po nim "jeździć".
 - Smacznego.- dodał jeszcze a potem poszedł sobie usiąść gdzieś.

Szery był zawsze wyczulony na wszelakie uwagi związane z "numerami'. Spojrzał na Lolę i Swarka.
- Mam nadzieję, ze trening odbył się BEZ INCYDENTÓW? I gdzie Cooper jest, ja sie pytam? Miałem nadzieję zobaczyć jak się pan brydżowiec sprawuje!

Gabrielle siedziała w milczeniu i jadła, obserwując innych. Humor ewidentnie znowu jej się zepsuł.

Cooper na pewno od Loli oberwie po uszach. Tylko go tutaj nie ma. To jak ma go opierdalać?
Spojrzała na szeryfa i odchrząknęła, odwracając głowę. Nie, ona się nie nadaje do sekretów! Niech ktoś ją uratuje!
Albo.. tak... to było genialne!
-Widział szeryf jak dzielnie się siłowałyśmy z Gabrielle? Totalnie powinnyśmy dostać super premię za swoje bezbłędne umiejętności.-stwierdziła z przekonaniem, po czym się zaśmiała.
Tak. To powinno odwrócić uwagę. Temat podwyżek był zajmujący.

Jon wyrósł jak spod ziemi kolo szeryfa.
- Bez żadnych, szefie. A detektyw Cooper czuł się dzisiaj fatalnie i poszedł wcześniej do domu.
Popatrzyl.na.kolegów czekając tylko aż któryś zaprzeczy

Joan poczęstowała się kanapką.
- Właściwie tylko zabrał psa i się zwinął do domu. - Potwierdziła wersję Jona, choć, jeśli Mandy wszystko opisze, to raczej tego nie ukryje się.

- Dobrze, że mamy tu monitoring na tej sali, jakby się działo coś złego, to zawsze są dowody - dodał Szeryf i wepchał sobie kanapkę do ust.