Zarechotał pod nosem i pokręcił głową. Fakt. Chyba nikt nie wiedział, ile dokładnie dzieciaków spłodził Jim. I z kim. A co do wnucząt, to już w ogóle sprawa owiana tajemnicą.
- W wyprasowanej koszuli? Cholera, chyba bym cię nie poznał - parsknął.
Baker przystanął, co by normalnie pogadać, bo po prawdzie, to się wkurzał, że mu Gruby pierdział silnikiem tuż przy jego wnusi. Nie powiedziałby tego pewnie na głos, ale ta jego wnusia, to titititi, jak nikt nie patrzył (co nie było trudne, bo ulice były zwykle opustoszałe) to nawet do niej mówił, robił miny i podtykał butelkę.
Odchrząknął na wzmiankę o Buendii.
- Smith przyjechał pogadać. Czy raczej... wygadać. W każdym razie nie był chujem, jak zwykle. No, ale jak wyszedłem z Vivy to się chłopcy za niego wzięli.
Po jego minie było widać, że nie był zadowolony z tego faktu. Może najbardziej lubił sam mu dawać po gębie?
- No i kurwa, na stówę będzie kwas z tego... A co do klubu, to jest cud malina. Dziewczynom się podoba. No, poza jedną - prychnął.